środa, 28 września 2011

Maszyna losująca

  W czwartek czyli już prawie tydzień temu, zaczęła się moje telenowela z pralką. Sprawa przeciągała się w związku z moim weekendowym powrotem do domu oraz zła komunikacją między mną a brodatym kolesiem ze śrubokrętem, który podawał się za specjalistę w dziedzinie AGD... może i rzeczywiście nim był.
  W każdym razie czwartek to zwyczajowy dzień prania i tego dnia piorę ile wlezie. Jako, że nie za często to robię (zwykle jak kończą mi się czyste majtki tudzież skarpetki) to chyba jeszcze nie opanowałem umiejętności prania do końca. Dla uwidocznienia jakim kretynem jestem mowie, że chodzi tu o pranie w pralce. Ja jebie jak można nie umieć prać w pralce... sam nie wiedziałem jaki to może wywołać łańcuch zdarzeń przyczynowo-skutkowych. Także w czwartkowy wieczór rzuciłem całe pranie do 'bębna maszyny losującej' i czekałem na wynik. Primo jebnąłem taki program, że pralka dostawała konwulsji i 'wychodziła' z łazienki... przez trzy jebane godziny- to było dobre losowanie. Wieczorem mimo, że widziałem iż w bębnie 'maszyny losującej' nadal znajduje się woda i 'blokada nie została zwolniona', ignorując to próbowałem otworzyć i co?... mmm... no dobra może użyłem trochę za dużo siły ale, żeby od razu ujebać uchwyt do otwierania... powinny być wytrzymalsze. Już wtedy byłem wkurwiony ale stwierdziłem, że otworze to rano... taa kurwa rano. Z pomocą przyszedł mi brodaty pan ze śrubokrętem...specjalista pisali w internecie... wierze, nie powiedziałem mu nawet o co chodzi a ten przyszedł do mnie tylko ze śrubokrętem... prze chuj nie człowiek. No ale gdzieś pomiędzy wizytą specjalisty a moimi próbami otwarcia pralki, zgłodniałem ('filet drobiowy'). Przeszedłem się po mieszkaniu i stwierdziłem... Nie no kurwa czemu takie rzeczy dzieją się tylko mnie. Portfel w pralce, pralka zamknięta a siedemdziesiąt złotych w dupę... ja jebie. Nagroda pozostała w bębnie maszyny losującej do odebrania przez kolesia ze śrubokrętem chyba magicznym. Ku mojemu zaskoczeniu po wyjęciu z pralki kasa była tylko mokra... Oczywiście kurwa, że ją wysuszyłem wisiała gdzieś miedzy majtkami a skarpetkami. Właściwie to powinienem dać te siedemdziesiat złotych z pralki temu kolesiowi. Bo tyle właśnie zapłaciłem.
  Morał tej bajki jest krótki i nie którym już znany, portfela do pralki kurwa nie wkładamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz