środa, 21 grudnia 2011

Dźwig osobowy

     Dźwig osobowy czyli winda- niczym ucieczka od rzeczywistości w miejsce odosobnienia i  fantazji. To swoista Nibylandia lub też jak kto woli wejście do Narnii. Jest to Miejsce spotkań, rozmów, gier i zabaw lokatorów bloku przy ulicy Jana Brożka...Tyle tematem wstępu.
     Mieszkając na dziewiątym piętrze codziennie spędzam w windzie lub też w oczekiwaniu na nią, jakieś trzy minuty. Co daje (nie licząc dni w domu oraz dni spędzonych we wcześniejszym mieszkaniu) około 13 godzin i 36 minut w roku- to sporo. Już szczególnie jeżeli uwzględnimy innych pasażerów windy. Samemu można jechać: nikt nie pierdoli, można włosy poprawić w lusterku- pełna kultura. Choć też nie zawsze... raz jechałem windą na parter, jak zawsze muzyczka w słuchawkach i wsiadam... na trzecim piętrze. Trochę głupio, a już szczególnie wtedy jak widzisz osobę wchodzącą na trzecim kiedy wychodzi z tej samej windy na parterze. Zapadłem się pod ziemię, a kurwa dziwiłem się co ta stara torba do mnie krzyczy.
     A ta tradycja: witania się i żegnania w windzie. Cierpią na to zwykle ludzie pamiętający czasy gdy windy były napędzane przez muły przymocowane do koła zamachowego. Oni chyba wiedza, że jestem wkurwiony i robią mi na złość. Jednak najbardziej lubię małe dziewczynk, które tak napierdalają w przyciski ze na 9 piętro jadę średnio z trzema postojami. Pociesza mnie jedynie to że właścicielka tych małych czarownic mieszka na 10. 
     To wszystko to nic w porównaniu z zapachem. No co jak co ale w windzie można znaleźć wszystkie zapachy świata... dziś jak wracałem jebało psem, pewnie kobieta z piątego piętra wyszła na spacer z bulterierem. Strach z nią w windzie jeździć, a i jebie niemiłosiernie. Po zapachu windy można się dowiedzieć się wielu niezmiernie interesujących rzeczy: od tego ile psów jest w bloku i na jakich piętrach się znajdują, przez to kto i ile pali, do rodzaju obiadu spożywanego w danym dniu (jak pizza to wiadomo studenci). Tak czy siak w 90% jebie. Dziś puściłem bąka w windzie.

haters gonna hate