sobota, 2 marca 2013

Autobusy i Tramwaje III Pociągi


Witam w kolejnej cześci wpisów na temat komunikacji. Dziś zajmiemy się pociągami. Właściwie nie wiem dlaczego tak późno- to powinna być pierwsza część cyklu.
Jak niektórzy wiedzą, że do Krakowa muszę dojeżdżać, podobnie jak 150 tysięcy studentów. Niby nasz wybór- true.
  Właśnie jadę do domu i siedzę w pociągu, i będę siedział jeszcze przez około dwie godziny- staram się zabić czas. Każdy student z Rzeszowa wie linia Kraków- Rzeszów czy Rzeszów- Katowice to najbardziej chujowe linie. Są tak chujowe, ze nawet jak  pociąg jedzie bez żadnych opóźnień to i tak się zatrzymuje, dajmy na to w Bochni na 20 minut bo przypadkiem byłby za szybko. A jak ja jeżdżę to zawsze się kurwa coś stanie; a tu ktoś rzuci się pod pociąg a tu się coś zjebie, ciekawe co dziś mnie spotka.
Pociągi zwykle są za krótkie a ludzi jest za dużo. Miejsca w przedziale jest tyle, że pisząc na laptopie wbijam łokieć kolesiowi siedzącemu koło mnie- tragedia. Siedzę tylko i wyłącznie dlatego, że pojechałem w sobotę bo w piątek trzeba się zesrać żeby sobie usiąść, serio- kibel to jedyne miejsce gdzie można usiąść o ile już kogoś tam nie ma. Zawsze jak jadę to krew mnie zalewa. Jeszcze wczoraj zapiłem mordę i mnie suszy, oczywiście nie wziąłem wody.
 Do tego dochodzi jeszcze temperatura bo albo jest zimno jak skurwysyn, albo gorąco jak w piekle. Zimą okna nie otworzysz, w lecie też nie bo trafi się jakaś stara torba w przedziale i powie:  ‘ och młody człowieku mógłbyś zamknąć okno’. Kurwa zawsze, albo zakonnica- zawsze są w pociągach… gdzie te pizdy jeżdżą. Na bank liczą, że ktoś je zdupczy albo, że umrą i pójdą do nieba.
Jadąc pociągiem można prowadzić statystyki: zawsze trafi się zakonnica-no nie ma chuja jeżeli ci się nie trafi, to nie rozglądałeś się.  W przedziale trafią się dwie pizdy, które non stop coś pierdolą. Stara torba, która siedzi przy oknie i pilnuje żebyś go czasem nie otworzył. Dziś dostałem jeszcze dwa bonusy czyli dziadka z psem i kolesia, który wygląda  jakby mi coś zapierdolił tylko jeszcze nie wiem co. …I bez jaj 120 kilometrów w trzy godziny. Jeszcze jakby były jakieś widoki dobre a nie ogromna puszka coli pod Brzeskiem-jedyna kurwa atrakcja. Swoją drogą ciekawe czego zapomniałem.

wtorek, 19 lutego 2013

3 po 3

W całej mojej półtorarocznej historii studiowania zdarzyły mi się trzy trzecie terminy, po jednym na semestr. Na jednym byłem wytatuowany ściągami- efekt 3.0. Drugiego nie zdałem za pomocą wiedzy lecz, za pomocą uroku osobistego. A trzeci... własnie z niego wyszedłem (Fizyka II).
Poszedłem na pewniaka i wszedłem po 50 minutach- rozjebawszy (choć na drugim terminie też mi się tak wydawało). Ale koniec chwalenia się. Ostatnie zaliczenie miało odbywać się o godzinie 11:00. Będąc niecierpliwy byłem już o 10:10. A tam dwudziestka wspaniałych, opornych na wiedzę, leniwych z zamiłowania fizyków. Siedzi pod salą i czeka na wyrok. Sędzią w tej nierównej walce miała być jedna z największych pizd, kurwa, szmat jakie znałem, a której nazwiska nie przytoczę. Mściwa suka zjawiła się punktualnie i wpuściła do sali nas- niespełnionych geniuszy fizycznych, którym obwody i kondensatory 'nie' są obce. Usadziła w ławkach Tesle, Einsiteina i mnie. Oczywiście w pierwszej ławce. Jak można było się spodziewać dziwka chce nas upierdolić i dała zadania zupełnie inne jak na poprzednim terminie, 4 grupy. Następnie oświadczyła, że w trzecim terminie na więcej niż 3.0 możemy nie liczyć. Potem przeszła się parę razy po sali, pławiąc się w swojej jakże wielkie wiedzy fizycznej. Po obchodzie usiadła przy biurku. Zmierzyła jeszcze raz wzrokiem dwudziestkę 'najlepszych z najlepszych', orły elektrostatyki, ludzi renesansu, umysły oświecone i wyjęła książkę: 'Czas Pogardy'


III termin u Dr. Zuo, ja drugi od lewej

wtorek, 29 stycznia 2013

Autobusy i Tramwaje II wspomnienie liceum

Ostatnio w Krakowie bywało zimno, bez przesady ale zimno. A moja przeprawa nocnym autobusem  zmusiła mnie do retrospekcji. Wróciły do mnie wspomnienia czegoś co mnie już spotkało.

A spotykało mnie to każdego wtorku roku pańskiego 2010, jednak najbardziej dotkliwe było zimą kiedy to temperatura spadała do minus dwudziestu stopni. Czasami, żeby wyjść z domu musiałem chuchać na dziurkę od klucza.
Godzina 5:00 wstaje. Za oknem ciemno jak w dupie ale wiem, że to już pora. Szybki prysznic rano, inaczej bym się nie obudził. Śniadanie: zwykle nie maiłem czasu ale jak już to płatki na mleku. Wcześniej zaparzona herbatę biorę w rękę i sru... wychodzę, zaraz po tym jak uporam się z zamkiem. Herba grzeje mi ręce przez drogę, jak skończę to chowam kubek do plecaka albo kiedy jest to 'kubek' po jogurcie-wypierdalam.
Idę wzdłuż drogi, którą ma jechać autobus, jakbym miał się spóźnić to zamacham mu ręką. Jest minus dwadzieścia, zatrzyma się bo jak nie to zamarzane. Ale nie spóźniam, się jestem wcześniej bo autobus i tak stoi jeszcze 10 minut przed odjazdem. Zachciało mi się chodzić do liceum 25 kilometrów od domu. Wchodzę... w autobusie zajęte są 4 miejsca. Od razu wiem jakie. Każde kurwa na grzałce!!! Siadam i puszczam jakąś zamuloną muzę co by lepiej się spało.
5:47 odjazd punktualny, mógłbym jeździć 6:01 ale jak miałbym stać o tej porze to wolałbym się zabić. Wraz z zapaleniem silnika słyszę muzykę od kierowcy... i już wiem, że to ten sam skurwysyn co zwykle- ludowe rytmy. Jakaś pierdolona Śiklawa czy ki chuj wodę mąci, może Skaldowie. Tak czy siak nie pośpię, a i tak nie planowałem w autobusie też jest minus dwadzieścia. Od okna nie usiądę bo przymarznę. I jadę jak ten cieć 45 minut, czasem mniej, czasem więcej. Autobus skacze na popierdolony i jebie... nie wiem kurwa ktoś się zlał czy coś.
Boże wreszcie wysiadam, jeszcze tylko pięć minutek na nogach do szkoły i ciepełko. Jestem 6:30...super 40 minut przed czasem.

Tutaj w mieście królów Polski też jebie moczem w nocnych, ludzie siadają na grzałkach, a jak kierowca otworzy drzwi na przystanku to w autobusie jest wichura. Jedyna różnica to nie ludzie ale środek lokomocji. Ale w co chama nie wsadzisz zawsze będzie chamem.